Antykoncepcja "po"? Nie dla wszystkich w Warszawie. 17 aptek jej nie sprzedaje

Akcja polityków zbiegła się w czasie, gdy tzw. pigułki "dzień po" trafiła na listę leków wydawanych tylko na receptę. W sumie siedemnaście aptek znalazło się na liście sporządzonej przez Nowoczesną. Kilkaset placówek odwiedzali osobiście lub telefonicznie próbowali dowiedzieć się o możliwość zakupu medykamentu. Najczęściej odmawiano im sprzedaży leku ze względów ideologicznych. – Farmaceuci powołują się na „klauzulę sumienia”, ale zdarzają się też inne wymówki. W jednej z aptek usłyszeliśmy, że obecna sytuacja polityczna nie pozwala na sprzedaż legalnego preparatu – mówi Magdalena Rutkowska z zarządu warszawskiej Nowoczesnej. – To jaskrawy przykład na to, że w Polsce panuje atmosfera strachu, a cierpią na tym kobiety i ich prawa – dodaje.

Jeśli farmaceuci informowali, że nie posiadają takiego preparatu w sprzedaży działacze Nowoczesnej pytali o możliwość sprowadzenia leku. – Farmaceuci, którzy kierują się dobrem pacjenta, a nie ideologią byli gotowi zaopatrzyć się w lek w ciągu kilku godzin – tłumaczy pomysłodawca akcji Ireneusz Trąbiński. W rozmowach padało również pytanie o zapotrzebowanie na antykoncepcję awaryjną. Pracownicy aptek twierdzą, że miesięcznie sprzedają od jednego do trzech opakowań. – To dowód, że pigułka „dzień po” nie jest wcale nadużywana. A przecież takiego, jak się okazuje nieprawdziwego, argumentu używają jej przeciwnicy – mówi działacz Nowoczesnej z Ursynowa.

Jakie rozwiązanie proponują politycy? Według nich taka antykoncepcja "po" powinna być ogólnodostępna. - Po wyborach wprowadzimy finansowane z kasy miasta, 24-godzinne dyżury lekarzy, którzy będą wypisywać potrzebującym kobietom takie recepty – zapowiada Paweł Rabiej, kandydat Nowoczesnej na prezydenta Warszawy.