Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Naszym okiem. Podsumowanie kadencji burmistrza Wielunia Pawła Okrasy

Zbigniew Rybczyński
Zbigniew Rybczyński
Na konwencji komitetu Łączy Nas Wieluń w WDK burmistrz stwierdził, że ze swojego programu wyborczego zrealizował wszystko z wyjątkiem schroniska dla psów. Już pobieżna analiza Przepisu na Wieluń wskazuje, że Paweł Okrasa stanowczo mija się z prawdą
Na konwencji komitetu Łączy Nas Wieluń w WDK burmistrz stwierdził, że ze swojego programu wyborczego zrealizował wszystko z wyjątkiem schroniska dla psów. Już pobieżna analiza Przepisu na Wieluń wskazuje, że Paweł Okrasa stanowczo mija się z prawdą Zbyszek Rybczyński
Burmistrz Wielunia nadużył zaufania osób, które go wspierały. Zapamiętamy tę kadencję z wielu kontrowersji, które towarzyszyły pozyskiwaniu inwestorów. Duży jest rozdźwięk między tym, co Paweł Okrasa obiecuje i na jakiego świetnego gospodarza gminy się kreuje, a realnymi efektami jego działań.

Niech mi Państwo wierzą, 100 razy bardziej wolałbym pisać artykuł będący pochwałą władz. I tylko dla zachowania równowagi poprzeplatany naciąganą krytyką. Jestem dziennikarzem, ale jestem również mieszkańcem tej gminy, dzielącym jej radości i troski. Mieszkam tu od urodzenia, związałem z Wieluniem swoje życie rodzinne i zawodowe. Marzy mi się gmina rozwijająca się w sposób przemyślany, odpowiedzialny, którego władzom przyświeca spójna wizja, w którym kierunku podążamy i co chcemy osiągnąć.

Niestety ostatnią kadencję, mimo szczerych chęci, trudno ocenić pozytywnie. Z jednej strony spektakularne na pozór pomysły (co do których jednak są wątpliwości, czy są dobre dla miasta), a z drugiej mizerne efekty tych działań. Do tego mamy burmistrza, który jest mistrzem w kreowaniu swojego wizerunku, stosowaniu socjotechniki, który ucieka się też niestety do manipulowania opinią publiczną.

Ufaliśmy, że Paweł Okrasa ze swoją energią, optymizmem, siłą przebicia będzie dobrym burmistrzem. Od wszystkich otrzymał wielki mandat zaufania. Opisywaliśmy jego działania często z krytycyzmem, ale zawsze merytorycznym, bez złośliwości i chamstwa, których niejednokrotnie doświadczali jego rywale. Dziś, kiedy przychodzi podsumować mijającą kadencję, pierwsze na myśl nasuwają się określenia takie jak rozczarowanie i zawiedzione nadzieje.

Jest oczywiście wiele rzeczy, które w tej kadencji należy zaliczyć do pozytywów. Jest cała sfera związana z - nazwijmy to - tworzeniem dobrego klimatu w mieście. Wspieranie kultury, sportu, przedsiębiorców, dbałość o wygląd miasta. To wszystko można zaliczyć burmistrzowi na plus. Paweł Okrasa potrafi również godnie reprezentować gminę na zewnątrz, bryluje na uroczystościach, świetnie przemawia. Choć to paradoks, że osoba, która w 2014 r. obiecywała odejście od „imprezowego” stylu sprawowania władzy, na różnego rodzaju imprezach czuje się jak ryba w wodzie. Burmistrz jest energiczny, potrafi pożartować, uścisnąć każdemu rękę, wesprzeć pożyteczną inicjatywę społeczną. To wszystko jest niezmiernie ważne. Tyle że nie może przesłonić tego wszystkiego, co wiąże się z właściwym sprawowaniem władzy. A tu nawet ciekawe pomysły obrastały kontrowersjami.

Co nie znaczy, że w najważniejszych obszarach funkcjonowania gminy brakuje sukcesów. Przykładem takiego może być przyspieszenie z budową kanalizacji w sołectwach. Powstają nowe parkingi, przebudowywane są drogi, nie brakuje dobrych pomysłów na rozwiązanie problemów komunikacyjnych, jak ronda na Krakowskim Przedmieściu. Podjęto działania w kierunku budowy bloków wielorodzinnych w ramach rządowego programu Mieszkanie plus oraz żłobka. Zwiększyła się baza podatkowa gminy, a co za tym idzie także możliwości inwestycyjne. Stworzono plany miejscowego zagospodarowania przestrzennego m.in. w celu rozwoju mieszkalnictwa. Deweloperzy budują na działkach kupionych od gminy. Uznanie budzą inicjatywy ekologiczne. Gmina Wieluń, jako jedna z pięciu w Polsce, weszła do pilotażowego programu związanego z wdrażaniem gospodarki w obiegu zamkniętym.

Przepis na Wieluń nie wyszedł

Już cztery lata temu, kiedy niektórzy kandydaci jeszcze nie wiedzieli co to jest Facebook, Paweł Okrasa swobodnie prowadził nowoczesną kampanię. Przy okazji obiecał jednak rzeczy, których jako kandydat na burmistrza nie powinien obiecywać, biorąc pod uwagę wszystkie warunki, jakie wiążą się z wcieleniem ich w życie. Walnie przyczyniło się to do jego sukcesu wyborczego. Teraz prowadzi kampanię podobnie, tylko w sposób jeszcze bardziej misterny w budowaniu wizerunku burmistrza. Jednocześnie jednak jesteśmy świadkami dezinformowania opinii publicznej.

Najwyrazistszym tego dowodem jest to, że Paweł Okrasa bez najmniejszych oporów podaje publicznie, że swój program z poprzednich wyborów zrealizował niemal w całości. Ściśle rzecz biorąc, zrobił wszystko, oprócz budowy schroniska dla psów. Powiedział tak 14 września na konwencji inaugurującej kampanię wyborczą jego komitetu Łączy Nas Wieluń w Wieluńskim Domu Kultury. 10 dni później na sesji Rady Miejskiej podtrzymał swoje słowa. Stwierdził wtedy, że swój program wyborczy zrealizował w ponad 90 proc. Już pobieżny rzut okiem na „Przepis na Wieluń” pozwala wysnuć wniosek, że burmistrz stanowczo mija się z prawdą.

Pierwszy przykład z brzegu: likwidacja strefy płatnego parkowania. W tej kadencji zmniejszono zasięg strefy, ujednolicono opłaty na całym jej obszarze do 1 zł za godzinę postoju, jak również wycofano obowiązek wpisywania numeru rejestracyjnego na parkomacie. Zmiany te zostały dobrze przyjęte przez mieszkańców. Co nie zmienia faktu, że strefa nie została zlikwidowana. Bo nie mogła być.

Było to nośne hasło, na które widocznie wiele osób się złapało, zapominając przy tym, jak brzemienne w skutkach byłoby zniesienie opłat. Kiedy nie było strefy, zaparkowanie auta w centrum miasta graniczyło z cudem. W pisemnej odpowiedzi na interpelację burmistrz wyjaśnia, że „umowa z firmą Projekt Parking obowiązywała do czerwca 2018 r. i z prawnego punktu widzenia nie było możliwości całkowitej likwidacji strefy płatnego parkowania”. I w zasadzie nic nie trzeba dodawać. To jest najlepszy komentarz do tego, jak wypowiadane publicznie słowa mają się do faktów.

Podobnie sprawy mają się z inną obietnicą Pawła Okrasy sprzed czterech lat, że nastąpi „zahamowanie wzrostu cen wody, ścieków i ciepła”. Tego też nie powinien był obiecywać, gdyż burmistrz nie ma mocy sprawczej w tym zakresie. Potwierdza to teraz sam Paweł Okrasa we wspomnianej odpowiedzi na interpelację: „Gmina nie ma wpływu na pewne czynniki, wpływające na koszt dostawy wody i oczyszczania ścieków, takie jak energia elektryczna, opłaty środowiskowe, koszty materiałów eksploatacyjnych, stawki za umieszczanie urządzeń w drogach innych zarządców”.

Inne przykłady zapowiedzi z „Przepisu na Wieluń”, które nie zostały zrealizowane, to budowa parkingu między ul. Reformacką a Głowackiego (choć gmina ma projekt i pozwolenie na budowę) , czy stworzenie grupy zakupowej prądu. Już tylko biorąc te aspekty pod uwagę, widać wyraźnie, że burmistrz manipuluje, kiedy mówi publicznie o realizacji swojego programu wyborczego. Nawet trzymając ten program w ręku... Dopiero kiedy zostanie przyciśnięty, przyznaje, że nie zrealizował swoich postulatów. Czy tak powinna zachowywać się osoba piastująca publiczny urząd?

To, co z „Przepisu na Wieluń” udało się zrealizować ponad wszelką wątpliwość, to likwidacja stanowiska zastępcy burmistrza Wielunia. Nie wzrosły również podatki lokalne, a za sprawą obniżki podatku od środków transportu roczne wpływy z tego tytułu wzrosły do 5 mln zł, czyli dwukrotnie. Stworzono również nowe zasady zwolnień z podatku od nieruchomości dla przedsiębiorców, którzy stawiają nowe obiekty.

Obecnie burmistrz obiecuje, że w następnych pięciu latach zrealizuje szereg gigantycznych przedsięwzięć, nie tylko niezwykle kosztownych, ale też skomplikowanych w realizacji. Mowa o kompleksie basenów i targowisku (38 mln zł), drodze zbiorczej (46 mln zł) i budowie kanalizacji we wschodniej części gminy Wieluń (35 mln zł). W ratuszu leżą jeszcze projekty dwóch hal sportowych przy szkołach, których łączny koszt to blisko 25 mln zł.

Paweł Okrasa zapowiada pozyskanie dofinansowań zewnętrznych na te zadania, ale na dziś nie może mieć żadnej pewności, że je dostanie. Nie mówi jednak wyborcom, że zrobimy to i to, ale pod warunkiem takim i takim. Mówi: zrealizujemy!. Cztery lata temu też tak mówił w odniesieniu do o wiele mniej poważnych wyzwań, a nie zostały zrealizowane. Jak choćby właśnie budowa schroniska dla zwierząt. Powinniśmy wszyscy wyciągnąć z tego naukę, jeśli chcemy uważać się za świadome społeczeństwo. Powinniśmy umieć wyczuwać, co jest realne do zrobienia, a co tylko czczą obietnicą.

Trzy lata pełnej swobody

Prawdziwym majstersztykiem w wykonaniu burmistrza jest to, jak udało mu się przekonać społeczeństwo, że miał tyle świetnych pomysłów, tylko radni nie pozwolili mu ich zrealizować. To bardzo nośna narracja, również w kampanii wyborczej. Tyle tylko że bardzo grubymi nićmi szyta.

Oczywiście, radnym może wiele zarzucić. Niejednokrotnie wygadywali głupoty, brakowało im ogłady i sensownych pomysłów. Przez długi czas nie wywiązywali się właściwie z funkcji kontrolnej wobec burmistrza. Jednak tyczy się to także radnych, którzy dzisiaj nie są w tej mitycznej „totalnej opozycji”. Gdy już doszło do zerwania koalicji, czasami rywale Okrasy za mocno w niego uderzali, podejmowali z zaskoczenia decyzje, które w jakimś stopniu burzyły plany ratusza, jak w przypadku wprowadzenia darmowej komunikacji miejskiej (choć to nie radni, tylko urzędnicy ułożyli kiepski rozkład, w którym są dublujące się kursy, a nie ma ich tam, gdzie są potrzebne).

Mimo wszystkich zastrzeżeń do rady, którą zdecydowanie przydałoby się odświeżyć, zrzucanie na organ uchwałodawczy całej niemal winy za swoje niepowodzenia jest poważnym nadużyciem. Przez trzy lata burmistrz robił w zasadzie, co chciał. Rada niemal bez zająknięcia przystawała na wszelkie jego propozycje.

Trudno o wyrazistszy przykład zaufania rady do burmistrza, niż zakup pod presją czasu dawnej cukrowni za 12 mln zł. Dziś każdy niemal ruch związany z tym areałem wywołuje kontrowersje. Gdy jednak mowa o efektach sprzedaży działek po cukrowni, często pojawia się właśnie motyw „winy radnych”.

Owszem, rada zdjęła z budżetu kilkaset tysięcy m.in. na budowę kanalizacji w tej części miasta, jednak jakoś ta decyzja nie zraziła inwestora, który był zdecydowany kupić działkę przylegającą do ulicy Długosza (z dawnym biurowcem), wpłacił wadium. Nie kupił, bo burmistrz w ostatniej chwili odwołał przetarg „z przyczyn proceduralnych”. Przedsiębiorca ten był również zainteresowany kupnem działki sąsiedniej, z sypiącą się halą. W ostatnim czasie Urząd Miejski powtórzył przetargi na te działki i nikt ich kupił.

Po odwołaniu na początku 2018 r. przetargu na działkę, na którą był chętny inwestor, pisaliśmy tak: „Czy unieważnienie przetargu rzeczywiście było w interesie gminy? Z wyjaśnień burmistrza wynika, że woli innego inwestora, który ponoć ma dostać zezwolenie na działalność w ramach strefy ekonomicznej. Nasuwa się konkluzja, że burmistrz miał wróbla w ręku, a wybrał gołębia na dachu. Z tym zastrzeżeniem, że nie wiemy, co to za inwestor, na którego postawiono. Oby się nie okazało, że tak naprawdę to on jest wróblem, a ratusz wypuścił z rąk gołębia”.

Dzisiaj nie ma ani gołębia, ani wróbla. Takie są efekty działań burmistrza. Zarazem składane są obietnice, że są chętni na te tereny, którzy na pewno kupią działki, ale po wyborach. I tak to właśnie wygląda. Od obietnicy do obietnicy.

Rzeczywistość społeczna, samorządowa jest złożona, niekiedy bardzo. Czasami coś nie wychodzi, ponieważ po prostu po przeanalizowaniu tematu jest więcej przeciw niż za. Burmistrz zamiast to uszanować, komunikuje się ze społeczeństwem za pomocą radykalnych skrótów myślowych. Przykładem może być droga zbiorcza. Dziś burmistrz opowiada, jaki to miał wspaniały model finansowania tej inwestycji, na który radni nie wyrazili nie zgody. Ów znakomity pomysł polegał na... zaciągnięciu kredytu, tyle że poprzez spółkę powołaną przez gminę. Były poważne argumenty za tym, aby jednak nie budować tej drogi za gigantyczny kredyt. I najwyraźniej koalicyjni radni przekonali burmistrza, żeby od tego odstąpił, bo nigdy nie zdecydował się przedłożyć radzie uchwały w tej sprawie. Dziś wmawia opinii publicznej, że radnym zabrakło odwagi, żeby podjąć decyzję, choć tak naprawdę nie mieli takiej szansy.

Utrata zaufania

Momentem zwrotnym w tej kadencji była sprawa inwestycji spółki TergoPower. Burmistrz prowadził negocjacje z inwestorem w sprawie budowy elektrociepłowni opalanej słomą, nie powiadamiając o tym swoich koalicjantów w Radzie Miejskiej, ani też zarządu Energetyki Cieplnej - spółki z udziałami gminy Wieluń. Sprawa wyszła na jaw dopiero w momencie, kiedy burmistrz przedłożył radzie projekt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który w części został skrojony pod inwestycję TergoPower. Wybuchła wielka awantura, która w konsekwencji doprowadziła do rozpadu koalicji. Uchwała w sprawie planu miejscowego przepadła z kretesem - nie poparł jej ani jeden (!) radny.

Teraz po Wieluniu krąży historyjka, że gdyby tylko radni nie zablokowali planu, to mieszkańcy mieliby „gwarancję taniego, zielonego ciepła”. Jest to nadużycie i to na kilku poziomach. Po pierwsze, firma wcale nie gwarantowała produkcji ciepła, była zainteresowana przede wszystkim budową elektrowni. Po drugie, nawet gdyby ze spalania słomy powstawało ciepło (jako produkt uboczny), to nie ma żadnej pewności, że byłoby ono tańsze niż to produkowane przez EC z węgla. Po trzecie, nawet gdyby radni umożliwili inwestycję Tergo Power, to nie jest powiedziane, że zostałaby zrealizowana. Powodzenie projektu spółka uzależniała m.in. od przepisów regulujących systemy wsparcia dla odnawialnych źródeł energii.

Na poziomie haseł wszystko brzmi fantastycznie. Nikt przecież nie zakwestionuje tezy, że lepiej mieć tanią energię niż drogą, tym bardziej kiedy miałyby być odnawialna. Kiedy jednak zajrzy się pod podszewkę jakiejś wizji, to od razu piętrzą się wątpliwości. Trzeba sobie jednak zadać trud, żeby sprawdzić fakty. Te jednak często w tej kadencji giną w natłoku propagandowych komunikatów.

Choćbyśmy mieli w zasięgu ręki najlepszego inwestora pod słońcem, to muszą być zachowane określone rygory. Nie może być tak, że tworzy się plan przestrzenny, a firma, która chce inwestować na obszarze nim objętym, nie składa wniosków w ramach procedury planistycznej. Przesyła za to do urzędu e-maile, jakie ma oczekiwania względem parametrów planu. A potem burmistrz odmawia ich ujawnienia, zasłaniając się ich tajnością jako „korespondencją wewnętrzną”. Przejrzystość działania urzędu pod kierownictwem Pawła Okrasy pozostawia do życzenia.

Po Neapco zostało wspomnienie

Na konwencji otwierającej kampanię wyborczą swojego komitetu Łączy Nas Wieluń Paweł Okrasa oznajmił, że „do 4 października zdecydowanie większa część terenów po byłej cukrowni zostanie sprzedana”. Nic takiego się nie stało. Bilans kadencji jest taki, że sprzedano dwie działki o łącznej powierzchni 12,5 ha, a gmina zarobiła na tym trochę ponad 4 mln zł. Do zwrócenia się transakcji daleko.

Pierwszą działkę inwestycyjną, owszem, udało się sprzedać za bardzo dobrą cenę – ok. 57 zł za metr kwadratowy. Tyle że to akurat niewielki teren, a poza tym zabudowany dawnym magazynem cukrowni. Nieruchomość o powierzchni 0,85 ha kupiła spółka Trans-Technik Poland za 485 tys. zł w przetargu ogłoszonym przez Łódzką Specjalną Strefę Ekonomiczną. Otrzymując pozwolenie strefowe, które pozwoli uzyskać zwolnienia podatkowe, inwestor zobowiązał się do spełnienia ściśle określonych warunków, dotyczących m.in. poniesionych nakładów i ilości tworzonych miejsc pracy. Kolejne działki gmina próbowała sprzedać już na własną rękę.

Na początku października br. największą, prawie 12-hektarową działkę, kupił Wielton za 3 mln zł netto. Podpisanie w świetle fleszy porozumienia z Wieltonem w sprawie zakupu działki było jedynie zagrywką pod publiczkę. Po przetargu nie ma potrzeby podpisywania żadnych dodatkowych dokumentów. Wystarczy, że upłynie odpowiedni czas na uprawomocnienie się przetargu i można podpisywać umowę sprzedaży.

Tak więc burmistrz ogłosił to jako wielki sukces i wykorzystał w kampanii, ale czy istotnie jest się czym chwalić? Teren został sprzedany poniżej średniej ceny zakupu dawnej cukrowni... Paweł Okrasa zignorował wniosek Rady Miejskiej, przegłosowany niemal jednogłośnie (!), aby zwiększyć cenę wywoławczą działki z 25 do 36 zł za metr kwadratowy.

Teren, który kupuje Wielton, obrósł wieloma kontrowersjami. To właśnie tutaj miała stanąć fabryka Neapco, za sprawą której burmistrz popadł w euforię i w pośpiechu nakłonił radnych do zakupu dawnej cukrowni. Po relokacji zakładu Neapco zostało tylko wspomnienie, a burmistrz zmienił optykę i teraz rozpływa się nad Wieltonem, bez cienia żenady kreując się wręcz na współtwórcę europejskiej ekspansji firmy („za mojej kadencji Wielton kupił zagraniczne firmy”).

Rzeczoznawca wycenił tę nieruchomość nisko, bo wymaga ona dodatkowych nakładów na niwelację i zapewnienie odpowiedniej nośności gruntu. A taki stan rzeczy jest wynikiem wątpliwych działań władz miasta. Na ostatniej przed wyborami sesji ujawniono nowe fakty związane z tą transakcją.

„Utopijne” budżety

Gmina zapłaciła za byłą cukrownię 12 mln zł, zaciągając kredyt w tej samej kwocie. Pod koniec 2016 r. większa część kompleksu (21,5 ha) została włączona do Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Do dziś jednak na stronie ŁSSE próżno szukać oferty inwestycyjnej gminy Wieluń, mimo że Strefa kierowała do urzędu prośby o przesłanie materiałów. Burmistrz zapowiadał, że wszystkie tereny po cukrowni zostaną sprzedane z zyskiem w latach 2016-2018. Niepowodzenia Paweł Okrasa zrzuca a to na procedury ŁSSE, a to na radnych, których oskarża o rzucanie mu kłody pod nogi.

W 2017 r. radni wykazali wyrozumiałość przy rozliczaniu „utopijnego” budżetu za rok poprzedni. W tym roku nie było już zmiłuj. Brak założonych wpływów ze sprzedaży terenów po cukrowni skutkował tym, że Paweł Okrasa jako pierwszy burmistrz nie otrzymał absolutorium. Kolegium RIO utrzymało decyzję radnych w mocy.

Z„historyczną” transakcją wiązały się dwie główne obietnice. Po pierwsze, że na terenach po cukrowni powstaną zakłady produkcyjne z dobrze płatnymi miejscami pracy. Po drugie, burmistrz solennie zapewniał, że działki po cukrowni zostaną sprzedane z zyskiem.

Kredyt na zakup kompleksu został spłacony innym kredytem. Kiedy Paweł Okrasa rozpoczynał urzędowanie, zadłużenie gminy na koniec 2014 r. wynosiło 22,5 mln zł. Zgodnie z uchwałami budżetowymi gminy, prognozowane zadłużenie na koniec tego roku to 32 mln zł. Gdyby nie wycofano z budżetu I etapu drogi zbiorczej, na którą planowano zaciągnąć kredyt, wielkość długu należałoby powiększyć do 37 mln zł.

Zakup dawnej cukrowni z różnych względów jawi się dziś jako decyzja zła i nieprzemyślana. W kontekście Neapco pośpiech okazał się nieuzasadniony, bo holding wcale nie podjął szybko decyzji w sprawie przyszłości zakładu w Praszce. Natomiast w oderwaniu od Neapco trudno znaleźć dla tej inwestycji uzasadnienie. Tak się po prostu nie tworzy stref inwestycyjnych. Zazwyczaj samorządy szukają we własnych zasobach odpowiednich terenów, ewentualnie dokupują kilka działek, uchwalają plan przestrzenny pod produkcję i usługi, scalają, doprowadzają niezbędne media i wystawiają na sprzedaż.

W Wieluniu wydano lekką ręką na zakup terenów 12 mln zł, na dodatek łaskawie zwolniono poprzedniego właściciela z obowiązku niwelacji stawów. Efekt jest taki, że teraz każdy niemal ruch związany z tym areałem budzi kontrowersje.

Bocznica kolejowa kulą o nogi

Będzie bardzo ciężko - ktokolwiek zostanie burmistrzem - aby inwestycja w dawną cukrownię zwróciła się. Już choćby dlatego, że znaczącą część wartości całego kompleksu stanowi bocznica kolejowa, która urasta do rangi jednego z większych problemów związanych z byłą cukrownią.

Działki z torowiskiem o powierzchni 3,5 hektara zostały wydzielone z kompleksu i stanowią odrębną całość. Ich wartość orientacyjnie szacuje się na ponad 5 mln zł. Burmistrz zapowiadał w czerwcu, że uchwałę w sprawie sprzedaży bocznicy przedłoży radzie już na najbliższej sesji. Nic takiego się nie stało. Na ostatniej sesji na pytanie o bocznicę padła odpowiedź, że nie został jeszcze zrobiony operat szacunkowy nieruchomości.

Wydaje się mało prawdopodobne, aby znalazł się chętny na zakup czy nawet dzierżawę bocznicy. Która zresztą obecnie zarasta chaszczami, co świadczy o tym, że gmina nie dba o swój majątek. Stan nieużytkowanego toru będzie się pogarszał z miesiąca na miesiąc. Kto wie, ile trzeba będzie potem zainwestować, by dopuścić zaniedbany tor do użytku. To pytanie dotyczy również kosztów uzyskania niezbędnych zezwoleń. Oto odpowiedź Urzędu Miejskiego na nasze pytanie ws. bocznicy kolejowej:

„Bocznica kolejowa nie posiada certyfikatu bezpieczeństwa, który jest dokumentem koniecznym, by możliwe było jej dopuszczenie do użytkowania. Poprzedni właściciel nie doprowadził do końca tej procedury, a burmistrz zdecydował, że do czasu pojawienia się podmiotu zainteresowanego korzystaniem z bocznicy, gmina nie powinna ponosić kosztów związanych z jej obsługą. Również pewne punkty regulaminu korzystania z bocznicy są dyskusyjne i mogą rodzić w przyszłości w przypadku prac remontowych lub konserwatorskich niepotrzebne koszty. Dlatego zapadła decyzja, aby jakiekolwiek czynności związane z bocznicą odłożyć do czasu pojawienia się inwestora zainteresowanego korzystaniem z bocznicy i ewentualnie przeprowadzić konieczne procedury tak, by certyfikat bezpieczeństwa oraz regulamin bocznicy spełniał jego wymagania. Orientacyjny czas uzyskania wymaganych zezwoleń to ok. 6 miesięcy”.

Przy rachunku zysków i strat należy pamiętać, że trzeba jeszcze wpompować ok. 4 mln zł w uzbrojenie terenów po cukrowni. Na taką kwotę opiewa kosztorys projektu, który leży w ratuszu.

Środki zewnętrzne
W minionej kadencji były spore możliwości pozyskania funduszy zewnętrznych. Czym mogą władze, a jakie projekty okazały się niewypałami?

Jeśli chodzi o projekty typowo napisane pod programy unijne, to w tej kadencji władzom Wielunia udało się przeforsować dwa. Dzięki dotacjom przyznanym przez Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego zbudowano trasę rekreacyjną śladem kolejki wąskotorowej oraz dokonano adaptacji nieczynnego dworca Wieluń-Dąbrowa na cele kulturalne. Dofinansowanie na budowę ścieżki dla biegaczy, spacerowiczów i rowerzystów wynosi 1,15 mln zł, natomiast rewitalizacji dworca została wsparta kwotą 1,55 mln zł.

Znaczące dofinansowanie, w wysokości 1,17 mln zł, udało się również pozyskać z budżetu państwa na przebudowę ulic Długiej i Ogrodowej w Rudzie. Kolejny ponad milion złotych przyznał Bank Gospodarstwa Krajowego na III etap budowy mieszkań socjalnych przy ul. Granicznej. Z Ministerstwa Sportu i Turystyki pozyskano blisko pół miliona na boisko ze sztuczną nawierzchnią koło stadionu miejskiego oraz 135 tys. zł na przebudowę boiska szkolnego w Gaszynie.

Gmina Wieluń wydatnie korzysta z funduszy na wymianę pieców węglowych na ekologiczne źródła ogrzewania. W dwóch edycjach Programu Ograniczania Niskiej Emisji pozyskano dla mieszkańców ponad 2 mln zł. Wieluń został również włączony do pilotażowego programu wdrażania obiegu zamkniętego gospodarki odpadami, który nadzoruje Ministerstwo Środowiska. Tutaj planuje się m.in. pozyskać dotację na budowę kompostowni przy wysypisku w Rudzie, która jest warunkiem uzyskania statusu RIPOK.

W Wieluniu najgłośniej było jednak w mijającej kadencji o inwestycjach, które miały być finansowane z zewnątrz, ale mimo szumnych zapowiedzi póki co pozostały jedynie projektami. Najwięcej szumu było wokół rewitalizacji kompleksu basenów przy ulicy Broniewskiego. We wniosku ujęto również modernizację znajdującego się po sąsiedzku targowiska miejskiego. Szacowany koszt całego przedsięwzięcia to prawie 38 mln zł. Gmina liczyła na dofinansowanie rzędu 30 mln zł, jednak wniosek został odrzucony już na etapie oceny formalnej. Magistrat złożył odwołanie, które jednak nie zostało rozpatrzone przez służby marszałka województwa łódzkiego. Sprawa ma ciąg dalszy w sądzie.

Wielkie nadzieje wielunian rozbudziły również plany budowy żłobka na 100 dzieci, który władze widzą na osiedlu Stary Sade. Na początku roku UM ogłosił, że w ramach rządowego programu Maluch plus udało się pozyskać na ten cel 2 mln zł. Całkowita wartość inwestycji to prawie trzy razy więcej. Inwestycja jednak nie ruszyła. Burmistrz chciał, aby żłobek powstał razem z blokami wielorodzinnymi w ramach programu Mieszkanie plus. Zapowiadano, że w czerwcu zostanie wbita łopata na placu budowy. Na powracające pytania o te projekty, burmistrza odpowiada, że trwają rozmowy państwową spółką BGŻ Nieruchomości.

Nie powiodły się również próby uzyskania dofinansowania od wojewody łódzkiego na budowę drogi zbiorczej. Najpierw przepadł wniosek dotyczący ulicy Popiełuszki, a potem odcinka północnego (Warszawska-Sieradzka). W obecnej edycji rządowego programu drogowego gmina ponownie zgłosiła odcinek północny.

Burmistrz wie lepiej

Niejednokrotnie burmistrz zachowuje się tak, jakby miał monopol na wiedzę o energetyce odnawialnej czy też w ogóle o ekonomii i rozwoju gospodarczym. Jest przeświadczony o własnej wielkości, a inni niech się douczą. Tymczasem modele rozwoju są różne, a te proponowane przez Okrasę niekoniecznie najlepsze. Po drugie, burmistrz jest dobry w teorii, zdecydowanie gorzej z efektywnym działaniem w gąszczu administracyjnych barier, procedur, reżimów finansowych itd.

Przykładem pomysłu, który burmistrz przedstawił jako genialny, choć w istocie budzi poważne wątpliwości, jest stworzenie strefy przemysłowej na tzw. błoniach. Są to rozległe tereny rolne i pastwiska pomiędzy ulicami Jagiełły, Sieradzką, Fabryczną i linią kolejową. Wytyczenie tam miejsca pod odwiert geotermalny wydaje się dobrym pomysłem. Ale przekształcać ponad 100 hektarów terenów pod produkcję i usługi? Czy miasto potrzebuje aż takiej ilości terenów przemysłowych? Burmistrz mówi, że jak inaczej, skoro przecież nikt tam nie będzie budował domów. To jest tworzenie fałszywej alternatywy. Skąd to przekonanie, że każdą wolną powierzchnię w mieście należy zabetonować?

Z jednej strony są to tereny korzystnie położone, bo blisko stacji elektroenergetycznej, ciepłowni, oczyszczalni ścieków, linii kolejowej. Jednak są narażone na podtopienia i zalewanie, co może skutkować koniecznością budowy zbiorników retencyjnych i podnieść koszty budowy sieci drogowej. „Błonia” trzeba będzie uzbroić za ciężkie pieniądze.

Próbowaliśmy na naszych łamach inicjować debatę na ten temat. Burmistrz nawet odpowiedział, ale zasadniczo dawał do zrozumienia, że się nie znamy. Radnych ten temat właściwie nie obchodził. Do czasu, aż pojawiła się sprawa inwestycji TergoPower. Wtedy nagle podniosło się larum, że jak to, potencjalnie uciążliwy zakład w takim miejscu?! Tylko gdzie miałby taki powstać, jeśli nie w strefie przemysłowej, na którą radni ochoczo przystali?

Już od początku kadencji było powszechnie wiadomo, że burmistrz chce tam urządzić tereny produkcyjno-usługowe. Paweł Okrasa mógł mieć poczucie, że radni w pełni akceptują jego wizję rozwoju gospodarczego miasta. Uchwałę otwierającą prace planistyczne dla „błoni” podjęto 27 października 2015 r. Jedyna zgłoszona wtedy uwaga dotyczyła tego, że mapy są za małe i nieczytelne. Uchwała została podjęta jednogłośnie... Nikt nie zastanawiał się, czy miasto istotnie potrzebuje tutaj strefy przemysłowej, a działo się to już po zakupie 32 hektarów po cukrowni!

Kiedy przyszło do wyłożenia publicznego projektu planu przestrzennego (strategicznego dla miasta!), to w sali obrad nie pojawił się ani jeden radny. Ja osobiście byłem i pytałem planistów m.in. o sprawę zbiorników retencyjnych. Kolejna strefa inwestycyjna w obrębie miasta to ogólnie kiepski pomysł. Współcześnie raczej wyprowadza się przemysł poza miasto. Gmina ma takie tereny, póki co ok. 15 hektarów, w rejonie węzła obwodnicy północnej w Jodłowcu, choć jeszcze nieuzbrojonych. Burmistrz przyznaje, że to fajne tereny, ale zastrzega że przyszłościowe. Na razie powciskamy, co się da, do miasta.

Jeśli już mówimy o polityce przestrzennej, to nie można pominąć tego wszystkiego, co się wydarzyło wokół terenów przy ulicy Sybiraków. Jeszcze na podstawie planu miejscowego uchwalonego w poprzedniej kadencji zbudowano wielką halę naprzeciwko domów, a w tej kadencji, mimo gwałtownych protestów mieszkańców, Rada Miejska podjęła uchwałę, która otwiera drogę do stawiania tam kolejnych obiektów produkcyjno-usługowych.

Burmistrz Paweł Okrasa powinien był odegrać w tym konflikcie rolę bezstronnego mediatora, jednak, o czym świadczą jego wypowiedzi, trzymał stronę inwestora. Mieszkańcy domagali się umożliwienia po drugiej stronie ulicy zabudowy jednorodzinnej - zgodnie z tym, co im obiecywano, kiedy kupowali działki. Burmistrz stwierdził w oficjalnym piśmie, że zabiegi mieszkańców ulicy Sybiraków „noszą znamiona bolszewizmu”. Bez komentarza.

Nieprzemyślane projekty

Burmistrz z łatwością przekonał radnych do wizji budowy kompleksu basenów przy ul. Broniewskiego. Ten projekt jest obecnie przedstawiany jako fundamentalny dla rozwoju gminy, tymczasem nigdy nie przedstawiono publicznie, jakie byłyby choćby przybliżone koszty funkcjonowania tego przybytku. Wieluń potrzebuje nowego basenu, ale na miarę swoich możliwości. Ten projekt wygląda na przejaw gigantomanii, nie jedyny zresztą.

Warto w tym miejscu zauważyć, jak władze potraktowały instrumentalnie ważką sferę rewitalizacji. Burmistrz nie ukrywał, że program rewitalizacji jest mu potrzebny tylko po to, by złożyć wniosek o dotację na kompleks basenów. Nie odbyły się żadne konsultacje społeczne w sprawie tego programu. Już po stworzeniu dokumentu nie odbyła się dyskusja nad innymi wskazanymi w nim obszarami do rewitalizacji, na które również być może dałoby się poszukać funduszy unijnych.

Kompleks basenów nie jest jedynym przykładem spektakularnego przedsięwzięcia, które na dobrą sprawę nie zostało odpowiednio przedyskutowane. Choćby budowa żłobka. Ratusz wymyślił, że będzie się mieścił na osiedlu Stare Sady, a że taka placówka, skoro ma powstać jedna, powinna raczej mieścić się w centrum miasta, to już tam nieistotne. W tej sprawie - jak w wielu innych - zabrakło konsultacji społecznych. Bo burmistrz wie lepiej.

Zresztą nie trzeba sięgać po strategiczne inwestycje. Przykładem nieprzemyślanego działania może być kształt trasy rekreacyjnej po wąskotorówce. Większą jej część, która teoretycznie ma służyć rowerzystom, wykonano z kamienia, na dodatek niechlujnie. Mniejsza, dedykowana rolkarzom, jest z asfaltu. Efekt jest taki, że dziś wszyscy cisną się na wąskim pasie asfaltu. Gdyby urząd zawczasu poddał ten projekt pod dyskusję, to może ktoś wskazałby, że lepiej będzie zrobić całość z asfaltu.

Nie chodzi o to, że urzędnicy mają się koniecznie zgadzać z osobami, które mają inne zdanie. Chodzi tylko - i aż - o inicjowanie debaty w sprawach, w których wydaje się publiczny grosz. Żeby decyzje były gruntownie przemyślane, bo będą miały konsekwencje na długie lata. Żeby w bólach wykuwały się jak najlepsze pomysły dla miasta. W temacie Tergo Power nie dano takiej szansy nawet radnym. Kiedy sprawa wyszła na jaw, już było za późno na normalną dyskusję, bo radni bezpowrotnie utracili zaufanie do burmistrza.

Utrata wiarygodności jest bardzo groźnym zjawiskiem. Na dłuższą metę tak się nie da funkcjonować. Jeśli Paweł Okrasa ponownie zostanie burmistrzem, musi bezwzględnie zmienić swoje zachowanie. Inaczej będzie rządził w warunkach permanentnego kryzysu przez całą kadencję, a nie tylko przez jej ostatni rok. Na razie specjalnie nie widać, żeby wyciągał wnioski z przeszłości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielun.naszemiasto.pl Nasze Miasto