Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gość tygodnia: Leszek Majewski - bajarz i przewodnik

Damian Bednarz
Od wielu lat swoim niezwykle barwnym głosem opowiada o ziemi kłodzkiej. Człowiek o wielkim poczuciu humoru, który jest także honorowym obywatelem Kłodzka. Wspólnie z żoną Romaną napisali zbiór „Legendy i opowieści Ziemi Kłodzkiej”. W naszej galerii osób ciekawych przedstawiamy dziś postać Leszka Majewskiego, przewodnika sudeckiego.

Jak pan trafił do Kłodzka?
Jestem mieszkańcem powiatu kłodzkiego od listopada 1944 roku. Przyjechałem tu jako bajtel z rodzicami. Nie przywieźli nas, ale przyjechaliśmy z własnej nieprzymuszonej woli. Tutaj spędziłem znaczną część mojego życia.

Skąd się wziął Pana pomysł na wydawanie legend?
Uważam, że tej ziemi jesteśmy bardzo dużo winni. Namawialiśmy przez dłuższy czas władze powiatowe do wydania podręcznika nauczania regionalizmu. Mam nawet kilka takich podręczników z kraju i ze świata. Niestety nikt nie był takim pomysłem zainteresowany. To właśnie dlatego z żoną Romaną napisaliśmy legendy. Ludzie o legendach mają niekiedy niedobre opinie. Mówią: „A ten to bajki pisze”. Aczkolwiek Andersena znamy, prawda? Legenda jest to fakt historyczny, wydarzenie, postać, którego nie można przedstawić jak to się robi w przewodniku. Tu trzeba znaleźć formę, która trafiłaby do świadomości ludzi, zapadłaby w ich pamięci.

Udało Wam się to?Nasze legendy, których wydaliśmy już trzy tomy, spełniły swoją rolę w stu procentach. Stały się podręcznikiem wykorzystanym przez szkoły. Kiedy się ukazały, zapraszano nas bardzo chętnie na spotkanie.

Często wykorzystujecie w nich postać Ducha Gór Liczyrzepy. Dlaczego?
Jest on dobry na wszystko. Jeśli nie możemy znaleźć jakiegoś ciekawego wejścia, używamy właśnie tej postaci. Na przykład jak nauczyć ludzi, że lebiężnik biały, który rośnie u nas i wyznacza poziom 400 metrów nad poziomem morza. No właśnie! To jest roślina, która wyznacza tę wysokość. Niżej nie rośnie, a wyżej już oczywiście. To jest roślina chroniona. Chcieliśmy ją przedstawić w sposób ciekawy. I chociażby dlatego napisaliśmy legendę „Granice Królestwa Liczyrzepy”, która w sposób ciekawy i nie encyklopedyczny pokazuje lebiężnika białego.

Liczyrzepa to bardzo ciekawa postać. Często odnoszą się właśnie do niego przewodnicy w różnych aspektach.
Bardzo! Jest on u nas jednak dalej niedowartościowany.Pamiętajmy, że Liczyrzepa może przybierać różne postaci. Może być turystą, ptaszkiem czy pięknym panem na dancingu. Mogliśmy go spotkać, nawet nie wiedząc, że mamy z nim do czynienia. Każdy przewodnik może opowiadać legendę po swojemu. Każdy może też wymyślać nowe legendy. Dlatego nie dziwmy się, że tą samą legendę można opowiadać na wiele sposobów.

Jak to się stało, że zainteresował się Pan turystyką?
Mój ojciec był bardzo zainteresowany geografią i mapami. Kiedy przyjechaliśmy tutaj już przywiózł ze sobą mapę. W domu mapa Polski wisiała na jednej ścianie, a Europy na drugiej. Z bratem musieliśmy znać wszystkie stolice i rzeki, nie tylko Polskie, ale i Europy. W 1956 roku odbył się tak zwany Łódzki Zjazd, na którym zostało odrodzone harcerstwo. I ja to harcerstwo u nas prowadziłem. Z harcerzami nie było co robić. Nie można było znaleźć magazynów na sprzęt. Trzeba było spotykać się w szkolnych klasach. A klasa dzieci odstrasza. Postawiłem więc na turystykę. A jako, że już wtedy byłem wyszkolony w tym aspekcie, miałem brązową odznakę górską , to dawałem sobie radę w ten sposób. Z pomocą przyszedł mi Stanisław Zawistowski. Bardzo sympatyczny pan. To on mnie zachęcił do tego, żeby został przewodnikiem. To było moje hobby i tak jest do dziś.

Ilu przewodników jest na naszych terenach?
Około setki. Ostatnio zasililiśmy się prawie pięćdziesięcioma nowymi osobami w różnym wieku. Chciałoby się powiedzieć, że skoro nowi przewodnicy, to młodzi przewodnicy, ale tak nie jest. Jak widać są to ludzie, którzy są pasjonatami.

Czy na tym można zarobić?

Liczyć na to nie można. To jest taka praca na telefon. To jest praca sezonowa. Turyści zaproponują albo nie zaproponują. Sprawa usług przewodnickich jest teraz różnie traktowana. To nie jest chęć narzekania, a zwrócenia uwagi, że ziemia kłodzka dużo na tym traci. Jestem ciągle zazdrosny o kotlinę jeleniogórską, gdzie jeździ Pendolino. U nas zrezygnowano ze wspaniałego połączenia Warszawa - Praga. Jedno z najstarszych uzdrowisk Europy Lądek-Zdrój pozbawione jest kolei. Wiem, że włodarze robią wszystko aby to zmienić.

Macie bardzo ciekawe spotkania w grudniu. Opowie Pan o nich?
Spotykamy się w archidiecezji wrocławskiej na tak zwanym opłatku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Jest to wyjątek na skalę kraju. Nie jest to tylko modlitwa. Jest tam program artystyczny, później rzeczywiście przychodzi czas na krótką modlitwę i wystąpienia zaproszonych gości, ale przedstawicieli Kościoła ewangelickiego czy prawosławnego. Trzeba wiedzieć, że spotyka się tam kilkaset ludzi. To wszystko odbywa się za pomocą sponsorów, którzy bardzo hojnie nas wspierają w tym.

Dlaczego tutaj nie robicie takich spotkań?
Robimy! Dwa lata temu obchodziliśmy taką uroczystość w Nota Bene. Przyjechało mnóstwo przewodników. Zostaliśmy wyróżnieni przez starostę powiatu kłodzkiego pana Macieja Awiżenia czy burmistrza Kłodzka Michała Piszkę. Czuliśmy się w pełni dowartościowani. Ale powiedzmy sobie szczerze, że my nie potrzebujemy tego czegoś.Gorzej, społeczeństwo takiego czegoś nie potrzebuje. Włodarze miast, którym zależy na reklamie, organizują jednak od czasu do czasu spotkanie z przewodnikami.Jesteśmy nieco niedowartościowani teraz . Ostatnio wprowadzono medal „Zasłużeni dla Powiatu”, którego jestem inicjatorem. Wśród wyróżnionych nie znalazł się żaden przewodnik turystyczny, ani nikt zajmujący się turystyką. A powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nie podmioty turystyczne, takie jak hotele czy gospodarstwa agroturystyczne, z naszą turystyką byłoby kiepsko.
I dworce stoją puste. Wybudowaliśmy przepiękny, potężny dworzec PKP, który świeci pustkami. Byłem tam ostatnio. Nawet nie ma kogo zapytać czy pociąg jedzie czy w ogóle będzie jechał.

Czy wszyscy przewodnicy traktowani są tak samo?
Na świecie przewodnicy traktowani są jak ambasadorzy. I jest to bardzo słuszne. Od przewodnika dużo zależy, jak zaprezentuje on dany obiekt czy cały region. Szczególnie w tej chwili nikt tego nie reguluje. Przedtem mieliśmy policję przewodnicką, która sprawdzała tego co przewodnicy mówią. Powrót do tego jest w zamiarze, jednak póki co to nie wróci, wszystko zależy od przewodnika. Oczywiście, nie oskarżam o nic moich kolegów przewodników. To pasjonaci, którzy oddają serce w tej pracy

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bystrzycaklodzka.naszemiasto.pl Nasze Miasto